Do Tabrizu dotarliśmy po 15 h jazdy autobusem typu mahmooly, czyli mniej wygodnym. Zazwyczaj staraliśmy sie kupować bilety na busy typu vip, ale na racji Ahwaz - Tabriz takie nie kursują.
Tabriz przywitał nas ... zimnem! O 6.00, było naprawdę zimno. Odzwyczailismy się;) kolejna niespodzianka- brak miejsc w hostelach i tańszych hotelach! Śpy zatem w bardzo drogim jak na nasze standarty hotelu za całe 10$ od osoby! Ale mamy łazienkę w pokoju i europejską toaletę, co bardzo cieszy mojego małżonka;)
Tabriz pierwsze wrażenie wywarł na nas bardzo pozytywne. Architektura całkowicie inną od reszty Iranu, powiedziałbym, że osmanska. Wiele budynków przypomina nam Stambuł, tylko w biedniejszym wydaniu. Miasto sprawia także wrażenie bardziej kosmopolitycznego, a jednoczesnie okazało się zaskakująco konserwatywne- wszystkie restauracje pozamykane ze względu na Ramadan! Jak widać Ramadan obchodza głównie na północy;)
Nie zapytajcie jak bardzo byłam glodna przez cały dzień, a musialam zadowolić sie arbuzem! Miłą niespodzianką był za to fakt, że arbuz okazał się być w środku żółty;) być może mamy taka odmianę w Polsce, my jednak widzieliśmy takie cudo po raz pierwszy.
Następnego dnia po przyjeździe pojechaliśmy na wycieczkę do Kandovan. Jest to miejscowość położona ok 50 km za Tabrizem, w gorach. Standardowo nie jezdzi tak komunikacja miejska, nawet ciężko dojechać jednym autobusem do Osku, najbliższego miasteczka przed Kandovan. Jednakże z ogromną pomocą wielu osób, z przesiadka i wynajęciem taksówki udało nam się.
Wioska zachwycq. Formacje skalne przypominają te znane z folderów o tureckiej Kapadocji, a ludzie mieszkają w domach wydrazonych w skałach. Zachwycająco. Dookoła otwarte były sklepiku z rekodzielem, nabylismy recznie robione miseczki. W Kandovan nie celebrowano zbytnio Ramadanu, wiecc korzystając z okazji zjedlismy obiad, dzieląc się nim obficie z dwoma napotkanymi kotkami. Z nami za to herbatą podzieliła się biwakujaca opodal rodzina Kurdów. Obfotografowali nas także- gdybyśmy pobierali drobne opłaty za zdjęcia z nami, to pewnie część podróży by się zwróciła;)