Troche sie opozniamy w umieszczaniu postow, ale niestety nie wszędzie mamy dostęp do internetu, a szukanie knajpek z netem w ponad 40-stopniowym upale nie jest ulubionym z naszych zajęć tutaj. W każdym razie z miasta Jazd udalismy sie po 2 dniach do miasta poetów - Shiraz. Za bilet autobusowy znowu nie zapłaciliśmy wiele i ogólnie transport publiczny w Iranie jest tani, więc grzechem byłoby go nie używać. Po ok. 7 godzinach podróży dojechalismy na miejsce. W Shiraz po raz drugi postanowilismy skorzystać z couchsurfingu i już dzień wcześniej skontaktowalismy sie z potencjalnym hostem. S. bez problemu zgodził sie nas przyjąć i tylko dziwił sie, ze nie na więcej nocy niz jedną. Tak więc gdy tylko wysiedlismy z autokaru z oddali dostrzeglismy już miłego z wyglądu Iranczyka, który machajac ręką, z uśmiechem na ustach biegł w nasza stronę. Wcześniej opisałem mu jak będziemy ubrani, tak na wszelki wypadek, gdybyśmy nie byli jedyną para obcokrajowców na terminalu:) S. zabrał nas do swojego mieszkania, ktore znajdowało sie na zboczu góry, więc po drodze mieliśmy piękny widok na całe Shiraz. Następnie S. zabrał nas do głównych atrakcji miasta:
- grobowcow wielkich poetów perskich: Hafeza i Saadiego: wstęp 15 zł do każdego, zwiedzania na 5min, chyba ze ktoś chce posiedzieć w malych parkach wokoło. Ogólnie wolałbym ceny dla Iranczykow oscylujace w okolicach 2 złotych, ale Bianca nie pozwala mi zapuscic brody i śmieje sie z akcentów jakie stawiam w 3 słowach w Farsi jakie znam, więc mój plan podszycia sie pod rodowitego Iranczyka padł;)
- później Bianca zglodniala, więc żarty sie skończyły i zaczął wyścig z czasem. Na szczęście S. znał jedną miejsce z szybkim jedzeniem na wynos i tam też sie udalismy. W związku z Ramadanem restauracja była całą obklejona gazetami, ale i tak miała całkiem spory ruch. Gdy odebralismy jedzenie pojechaliśmy do kolejnego zabytku, zamku. Nie po to jednak, zeby go zwiedzać, ale zeby spozyc posiłek pod jego murami. Było pysznie, a otoczenie piękne.
- następnie udalismy sie do ostatniej atrakcji dzisiejszego dnia, a mianowicie bramy do miasta. Glowna droga do miasta wiedzie od strony gór przez przelecz, na której mieści sie brama. Teraz biegnie tam już szeroka autostrada, ale kiedyś wierzono, ze podróżnik wyruszajacy w swą podróż przez te właśnie bramę szczęśliwie dotrze do celu swej wędrówki. W okolicach bramy sporo piknikujacych ludzi, drobnych sprzedawców i nachalnych zebrzacych dzieci..
Następnie wróciliśmy do domu S i zaczela sie dziwna rozmowa. Rozmowa była o tyle dziwna, ze po paru godzinach znajomości z S., znajomości, która wcale nie była intensywna, w związku z lekkimi problemami jezykowymi S., który dopiero uczy sie języka, S. opowiedział nam w dość dużych szczegółach o jego trudnej sytuacji materialnej oraz o problemach małżeńskich. Troche nas to przygnebilo i poszliśmy spać w raczej smutnym nastroju. No ale następnego dnia była podróż do słynnego Persepolis, co opiszemy następnym razem:)