Retrospekcja: Tym razem pisze mąż, bo najlepszą z żon jest trochę zmęczona po wczorajszej, przegadanej nocy. Dzisiaj opuscilismy Teheran i naprawdę zalujemy, ze musielismy już wyjeżdżać, bo czas spędzony z L. I S. upłynął nam bardzo przyjemnie, ciekawie i w związku z tym też bardzo szybko. Mamy jednak nadzieję, ze kiedyś uda nam sie jeszcze spotkać. Kończąc jednak z sentymentami przejdę do konkretów wyjazdowych. Po odespaniu nocy, śniadaniu, kolejnych rozmowach i spakowaniu rzeczy, okolo 13 byliśmy gotowi do drogi, cel na dzis: Kashan. L. razem z siostra odwiozly nas na dworzec autobusowy na południu Teheranu. Po drodze szukając sklepu z kartami do telefonu, żebyśmy mogli pozostać w łatwym kontakcie na czas naszych wojaży po Iranie. Było troche szukania, bo w piątki większość sklepów jest zamknięta (tutaj piątek to taka nasza niedziela). W końcu jednak znaleźliśmy sklep i kupiliśmy jedyną dostępna akurat kartę sieci Irancell. Za numer zapłaciliśmy 20 zł. Niestety nie można tych pieniędzy później wykorzystać, więc dokupilismy sobie jeszcze kartę za 10 zł do wykorzystania na rozmowy o smsy (koszt jednego to parenascie groszy, więc powinno na długo starczyć. Gdy dojechalismy na dworzec S. kupiła z nami bilet i obie siostry odprowadzily nas do autobusu. Po pożegnaniu wsiedlismy so autobusu i czekaliśmy na odjazd. Ruszyliśmy 30 minut pozniej niz było na bilecie, bo pomocnik kierowcy ciągle nawoływał nowych pasażerów gdy wolno objezdzalismy dworzec. Potem 3 godziny podróży, podczas której kierowca zaprosił mnie, zebym usiadł obok niego dla lepszego widoku, gdyz zobaczył jak wychylam sie z tyłu w celu obejrzenia przecudnych gor, ktore były akurat przed nami. Oprócz tego oddał mi swoje ciasteczka, pokazał zdjęcia swoich dzieci (zrewanzowalem sie zdjęciem naszego kota:) ) oraz nawiązał krótką rozmowę, która pokazała, ze język futbolu jest wsrod mężczyzn językiem uniwersalnym. Używając samych nazwisk i nazw klubów doszliśmy do tego, ze kierowca jest fanem Barcelony i zna Lewandowskiego, bo strzelił 4 gole Realowi:) Jeszcze przed wyjazdem L poprosiła kierowcę, zeby w Kashanie powiedział taksowkarzowi gdzie ma nas zawieźć. Tak też sie stało. Po drodze udało też sie nam załatwić z taksówkarzem (a właściwie z jego angielskojezyczna koleżanka przez telefon), ze jutro zabierze nas za 50 zł do Abyaneh, pięknej wioski kilkadziesiąt kilometrów od Kashanu. Bardzo chcieliśmy ja zwiedzić, ale do teraz nie wiedzieliśmy za bardzo jak w miarę tanio do niej dojechać. Nasz hotel na dziś to Amir Kabir i za 50 zł mamy 2-osobowy pokój z łazienką i śniadaniem, jak dla nas bomba. Przed snem jeszcze jakas kolacja na mieście i potem już zbieranie sił na jutro. Gdy szliśmy po mieście wzbudzalismy wielką sensację. Samochody trabily, kilka stawało obok nas, z każdej strony hello, hello, z jednego auta było nawet słychać pisk kobiety. Tutaj mieszkańcy są chyba mniej przyzwyczajeni do turystów niz w Teheranie. Dziękuję za czytanie naszego bloga, c.d.n.