Jak juz wspomnialam, przedluzylismy pobyt w Teheranie o jeden dzien dluzej,niz zakladalismy. L. i jej siostra wspaniale sie nami zaopiekowaly. Wczoraj chcielismybardzo odwiedzic grob iomama Chomeiniego. Gdy powiedzialam to l., spojrzala na mnie jak na komsitke i powiedziala, ze nikt normalny tam nie jezdzi, tylko nawiedzenie fanatycy. Wg niej wiekszosc Iranczykow nienawidzi Chomeiniego i obwinia go o wszystkie problemy, ktore nekaja Iran. Ale zgodzila sie z nami pojechac, Jej sioistra zaproponowala, ze nas tam zawiezie, gdyz caly kompleks polozony jest zamiastem i nie jest za latwo tam sie dostac. Aby byc godna odwiedzenia swietego miejsca, musialam ubrac dluga do ziemi tunike. Czulam sie i wygladalam okropnie. Marcin oczywiscie mogl pojsc w swoich zwyklych ciuchach:) siosita l. poweidziala, ze poczeka nanas w samochodzie, gdyz ogolnie jest niewierzaca,a tym bardziej nie czci jakiegos fanatyka. poza tym ludzie jej pokroju nie jezdza w takie miejsca:) rzeczywiscie na miejscu spotkalismy kobiety zakutanew czadory, czasem takze mialy na twarzach nikab, troche turystow zkrajow arabskich. I mnostwo dzieci. Wczoraj byl czwartek, dlatego byly tlumy. muzulamnie wierza bowiem, ze czwartek to najlepszydzien na modlitwe i odwiedzanie swietych miejsc.
Caly kompleks mauzoleum jest wciaz w budowie, aw srodku wyglada iczowato ibiednie. Na scianach zamiast kafelek czy malunkow wisza plastkiowe plachty imitujace kafle, wszedzie porozwieszane byly kolorowe lampki. Troche jak na jarmarku. Za to ochrona byla calkiem na serio. Nie moglismy wniesc aparatu fotograficznego, mezczyzni wchodzili . Przy gorbie ajatollacha ludzie zostawiali pieniadze i calowali szybe, co uwazam za calkowicie obrzydliwe. Muze jednak przyznac, ze wszyscy przygladali nam sie z pozytywnym zainteresowaniem,mimo ze widac bylo, iz nie wiemy jak zachowac sie w meczecie. L. pocieszyla mnie, ze ona takze nie bardzo wie, bo ostatnirazbyla lata temu. Gdy wychodzilismy ochroniach zaproponowal, ze mozemy zrobicsobie zdjecie, wiec wrocilismy po aparat i jestesmy dumnymi posiadaczamizdjecia w mauzoleumchomeiniego pod zdjeciami ajatollachow.. dziewczyny stwierdzily, ze to bardzo smieszne i wiekszosc Iranczykow by nas wysmiala:)
Nastepnie pojechalismy pod byla ambasadeamerykanska, obowiazkowy punkt zwiedzania Teheranu. w przewodniku Lonely Planet bylo napisane, ze trzeba uwaza z robieniem zdjec, ze moga byc problemy. Jak wiekszosc informacji, ktora przeczytalismy - nieprawda! Ja chcialam zrobiv zdjecie antyamerykanskiego graffiti na murze przed budynkiem, ale L zapytala ochorniarzy, czy mozemy zrobic zdjecie samemubudynkowi ambasady (ogromny!). Zapytali sie ze smiechem, czy jestesmy szpiegami, a potem dodali, ze bardzo im przykro, ale tutaj sa kamery,wiec mieliby problem. i gdyby to o nich zalezalo, to oczywiscie. pokazali za to miejsce, z ktorego moglismy obfotografowac budynek:) Samo graffiti chyba wieksze wrazenie robilo na mnie na zdjeciach, ale sama swiadomosc, ze jest to miejsc, gdzie toczyly sie wydarzenia pokazane w "Argo" byla wrezc przytlaczajaca. Ludzie przechodzacy obok machali do nas i pozrawiali nas. wiekszosc mlodych marzy o wyjezdzie do USA i bardzo ubolewaja nad tym, ze jest im trudniej niz innym.
Na wieczor dziewczyny postanowily nas zabrac na wieze telewizyjna, 6 najwyzsza na swiecie. Po dordze zatrzymalismy sie na lody, nawet mi smakowaly:) Pod wieza i na wiezy tlumy, w koncu czwartek wieczor. Rozbolala mnie glowa, wiec L zapytala po prostu w sklepie czy ktorys ze sprzedawcow ma tabletki. Jeden mial i chcial nam nawet dac cale opakowanie:) zdecydowanie nie wygladal na rodowitego Iranczyka - blond wlosy, jasne oczy. Wszystko stalo sie jasne, gdy zagadal mnie po rosyjsku - jego mama przyjechala do Iranu za mezem i urodzil sie juz w Teheranie (a propos urodzin, to 99% Iranek rodzi przez cesarskie ciecie, prawie nikt nie rodzi naturalnie i naturalny porod uwazaja za cos dziwnego i nienaturalnego! oczywiscie to takze nie pasuje do mojego wczesniejszego obrazu tradycyjnego kraju). Z wiezy rozciaga sie wspanialy widok na gory, sa naprawde imponujace i piekne. Marcinkowi az oczy ise zaswiecily, mi mniej, bo ja za gorami to raczej nie przepadam.
Po zwiedzaniu zaprosilismy L i S na kolacje, one mialy wybrac lokal. W drodze do przejezdzalismy bardzo ciekawa ulica - czteropasmowka w centrum jiasta, a wszysycy jechali moze 40 km/h. Okazalo sie, ze jest to miejsce, w ktorym "spotyka sie" babanowa mlodziez Teheranu. Dziewczyny i chlopcy jezdza bardzo wolno swoimi drogimi samochodami i patrza nawzajemna siebie przez szyby. Jesli ktos komus wpadnie w oko, otwiera sie szyba i karteczka z numerem telefonu wedruje do przedstawiciela/przedstawicielki plci przeciwnej. To podobno bardzo modny sposob na poznawanie drugiej polowki. Trzeba spelniac tylko jeden z dwoch warunkow (oczywiscie oba najlepiej): byc bogatym i/lub pieknym. dodajeszcze, ze w samochodach wiekszosc Iranek sciaga chusty. Dziewczyny powiedzialy, ze ze wzgledu na kolor naszych wlosow, gdybysmy byli osobno,moglibysmy przebierac w ofertach randek:)Wieczor zakonczylismy w swietnej, tradycyjnej restauracji obok Uniwersytetu Alzahra. Budynek ma ponad 100 lat tradycji,knajpka troche mniej, serowwane jedzenie jest pyszne, a porcje ogromne. Calosc konczy ozywiscie dzbanek herbaty.
Do domu wrocislimy kolo 23.00,a potem nocne polsko - iranskie rozmowy przedluzyly sie do 4.00.Dowiedzielismy sie calego mnostwa interesujacych rzeczy o Iranie, ktore calkowicie przebudowaly nasze myslenie o kraju. Wstydze sie na samo wspomnienie, jaki byl moj obraz kraju przed przyjazdem tutaj. Oczywiscie mowimy o ludziach z teheranskiej klasy sredniej, ktorych zycie i poglady bardzo sie roznia od tych, jakie maja mieszkancy wiosek, a juz na pewno Kurdowie,jednakze i tak wiele rzeczy jest dla nas wielkim zaskoczeniem. Nie ukrywam, ze nie chce nam sie zbyt wyjezdzac dalej, ale czas goni, poza tym nie wolno naduzywac goscinnosci. Dzisiaj ruszamy do Kaszan.