Ze Lwowa polecielismy wlasciwie bezproblemowo do Stambulu I stamtad, po czterogodzinym oczekiwaniu przesiedlismy sie na samolot do Teheranu. Juz na lotnisku przebralam sie w szarawary i tunike, i od razu poczulam sie oszukana. We wszystkich przewodnikach, na wszystkich forach internetowych, nawet na zajeciach z historii islamu czytałam, ze mam ubierać sie w luźne szaty, zakrywajace ksztalty. Dostosowalam sie jak moglam najlepiej, godziny stracilam na poszukiwaniu odpowiedniego stroju, a na lotnisku okazalo sie, ze tylko ja jestem tak odziana... Iranki miały na sobie obcisle dzinsy i dopasowane tuniki. Co prawda nie chcialabym w upale chodzic w dzinsach, ale w legginsach? Moje tutejsze ciuchy dodaja mi +30 do wagi i -100 do pewnosci siebie. Dobrze, ze chociaż lot był spokojny i moglismy pospac. Pore na przylot obralismy srednia - 3.35 czasu lokalnego. Po wymianie pieniedzy i ogolnym rozpoznaniu terenu, udalismy sie na przystanek autobusów. Lotnisko im. Chomeiniego ( jakze inaczej mogloby sie nazywac;)) oddalone jest od miasta o ok 35 km,taksowka ksztowalaby nas 20-35$ (w zaleznosci od marki samochodu, cennik wisi przy postoju). Na busa do miasta czekalismy bliska godzine. Na szczęście razem z nami czekal.i zagadal nas moldy mowiacy po angielsku Iranczyk, dzieki czemu bez problemu dotarlismy do Teheranu i do metra, gdyz to okazalo sie byc wiekszym wyzwaniem, ze względu na nie najlepsze oznaczenia i chaos ruchu ulicznego. W metrze czekała nas segregacja plci, musialam oddzielic sie od panow i stanac z kobietami, ktore obrzucaly know spojrzeniami- niektore przyjaznymi, inne mniej. Ale te ktore znaly chociaz troche angielski staraly sie know zagadywac lub chociaz powiedziec "welcome to Iran". Bycie kobieta w takim panstwie jak Iran na pewno nie jest latwe, same ograniczenia dotyczace strojow sa okropne. Ale turystka budzi wsrod innych kobiet ciekawosc, zatem zagaduja I dzieki temu mozna dowiedziec sie ciut wiecej, niz tylko obserwujac. Dzisiaj po popoludniu jedna pani powiedziala mi, ze tez nie lubi nosic szala, bo goraco nim. Zgadzam sie w 100%. Dodam jeszcze, ze wiekszosc kobiet ubiera sie na czarno, a ja mam rozowa koszule i chuste w takim samym kolorze, wiec rzucam sie od razu w oczy.
Wracajac do tematu, to nasz nowy znajomy, Mehdi, pomimo duzego bagazu odprowadzil nas pod sam hostel. Był bardzo miły. Z pochodzenia Szer z Tabrizu, obecnie mieszka w Turcji, a na wymianie studenckiej był w Czechach. Bardzo nam pomógł i to czysto bezinteresownie.
Kilka słów o naszym hostelu. Jego pełna nazwa to Meshhad hostel ( nie mylić z hotelem o tej samej nazwie). Znajduje sie w płd części miasta. Właściciel ma kota, niestety nie perskiego, dobrze mówi po angielsku i jest bardzo pomocny. Warunki są średnie, ale za dwuosobowy pokój płacimy 8$! Najważniejsze, ze nie ma robaków, za to jest ciepła woda. Pan właściciel oswiecil nas dzisiaj, ze kurs wymiany walut w banku jest niższy niz w kantorach, więc absolutnie mamy nie chodzić do banku. Miał rację! Po prysznicu i drzemce poszliśmy na ulice z kantorami (tak jak w Turcji, a pewnie i w większości państw muzułmańskich asortyment w sklepach podzielony jest wg ulic. My np mieszkamy przy ulicy części samochodowych;)). Oprócz kantorów bylo tak całe stado cinkciarzy, ale ominelismy ich szerokim łukiem. Mając gotówkę w ręku pojechaliśmy ba bazar. Oczywiscie nie byli zbyt prosto znaleźć drogę do celu, musieliśmy mieć nietegie miny, gdyz młoda dziewczyna podeszła i zaoferowała pomoc. Teheranski bazar bardzo nas rozczarowal, liczylismuy na coś podobnego jak w Stambule, a ten nie jest tak bogato ozdobiony. Na plus muszę dodać brak zagadywania i naciągania, mogliśmy w spokoju poogladac. Zakupy chyba jednak zrobimy dopiero na koniec, na jakimś slynacym z urody bazarze. Za to zjedlismy pysznego kurczaka z warzywami. Dobrze, ze wzięliśmy porcję na pół, a i tak ledwo daliśmy radę. Koszt obiadu z napojem - 12 zl (ceny bede podawała w zł, bo średnio jeszcze orientuje sie w rialach I romanach). Niestety upał dawał sie nam popoludniu we znaku bardzi, muzea otwarte są tylko do 16.00, więc pojechaliśmy do Derbantu, dzielnicy położonej na skraju miasta, w górach. Istna oaza! O wiele chłodniej, cicho, spokojnie, kawiarenki dokoła. Co prawda wszystko tracą myszką, ale przy całej brzydocie i brudzie Teheranu, Derbant bardzo zyskuje. I jest dość liberalnym miejscem, gdyż widzielismy randkujaca sam na sam młodzież. My też poszliśmy na randkę do jednej z knajpek, gdzie w oslonietym domku, na perskim dywanie raczylismy sie herbata i bezalkoholowym piwem, patrząc sobie w oczy, gdyz nawet trzymanie sie za ręce jest niemile widziane. Wracając na dobre dopełnienie dnia kupiliśmy arbuza;) jutro szturmujemy muzea.
Nardz przepraszam za literowki, itp. Na swoje usprawiedliwienie dodam, ze pisze z telefonu. Z tego też powodu bede mogla dodać tylko kilka zdjęć, robionych telefonem. Reszta pojawi się po powrocie do kraju.