Z Gemliku wyruszyliśmy wczesnym, jak na nas, rankiem, tzn. ok. 10.00.Po ponownym przejściu ok. 1,5 km dotarliśmy d drogi i miła niespodzianka - samochód zatrzymał się praktycznie od razu. Moze pomógł karton z napisem Izmir? W każdym razie bardzo miły Pan podrzucił nas do drogi bezpośrednio na Izmir, tuż przed skrętem na Bursę. Sam nie znał angielskiego, ale zadzwonił do kolegi, który nam wszystko tłumaczył. Na koniec dostaliśmy wizytówkę z namiarami na fb - chyba mamy nowego znajomego na "fejsie" (nie ostatniego tego dnia, jak sie okazało):) łapanie autostopu na autostradzie nie należy do najprzyjemniejszych. Z kłopotu wybawili nas Aziz (nie mylić z tym bułgarskim piosenkarzem:p) i Mustafa. I to był nasz najśmieszniejszy stop w ciągu podroży (chcoiaż jeszcze wiele przed nami). Panowie w wieku ok 30 i 40 lat oczywiście ani słowa po angielsku. Tutaj jednak potwierdziła się moja teria, że jeśli jedna strona chce coś przekazać, a druga coś powiedzieć, to się dogadają. Po 250 km spędzonych razem i p wspólnym obiedzie, na który nas zabrali (absolutnie odmawiając wzięcia zapłaty) kazało się, że są plantatorami oliwek. Widać, że dobrze im interes (rodzinny zresztą) idzie. Jechali takim samochodem, jak dziewczyny na teledysku "Mama Ljuba" - jak nam pokazali na iPhonie:) poopowiadali nam o sobie i swoich rodzinach, ciagle nas czymś karmili lub poili i pytali, czy wszystko OK - jak nam pokazali na translatorze: chcieli, żebyśmy byli zadowoleni. Było przemiło. I pysznie, gdyż jedliśmy koftę z warzywami, jogurt, grzanki i popijaliśmy to tutejszą pyszną herbatą. I oliwę mają lepszą Turcy niż Francuzi, Koniecznie muszę kupić buteleczkę, najlepiej z wytwórni Aziza I Mustafy. Jedyne co mi się w nich nie podobało, to podejście do ekologii - wszystkie smieci wyrzucali za okno. Ale to chyba norma tutaj;/ Nasi nowi znajomi zostawili nas ok 65 km przed Izmirem i bardzo szybko udało nam się złapać tira prawie do Selcuku, naszej mety na wczoraj. Niestety pan Hasan z tira wcześniej musiał zrucić towar (mrożonki) i straciliśmy na tym 2,5 h... Ale był bardzo miły, kupił nam colę i opowiadał o swojej pracy jako kierowcy- jeździł d Afganistanu, Arabii, Iranu. Fajne mial wizy w paszporcie. I naszym ostatnim kierowcą, z którym pokonaliśmy 15 km był przedstawiciel handlowy, który sprzedawał dżinsy. Też z tych konserwatywnych - zachowywał się jakby mnie nie było. Ale podwiózł nas pod sam kamping (Kamping Garden w Selcukui, Fajne miejsce, pod sama cytadelą, ale za nas dwoje i namiot płacimy 18 euro za dobę! ) Pan oczywiście dal nam namiary na siebie i swojego kolegę - hotelarza w Marmaris, podobno ma swietny hotel, ze zniżką dla znajomych:) Na dzisiaj kończę, bo komary nas tu zjedzą:)