Dni, podczas których coś nam nie wychodzi przeplatają się z tymi fantastycznymi. Udało nam się wczoraj -popłynąć w krótki rejs na wyspę Kekova. było wspaniale! wypłynęliśmy ok. 10.00. Z Marcinem zajęliśmy strategiczne miejsce na dziobie, pod baldachimem, na wygodnych materacach. Obok nas ulokowała się młoda para Turków, jak się później okazało - przesympatycznych ludzi, z ktorymi wymieniliśmy się mailami. Przed wyruszeniem w morze myśleliśmy, że na pokładzie będą głównie obcokrajowcy, a t my byliśmy jedynymi nie-Turkami, przez co budziliśmy spore, ale pozytywne zainteresowanie.Po mniej więcej godzinie - półtorej stateczek wpłynął do malowniczej zatoki i mieliśmy czas na kąpiel. Niesamowite uczucie - schodzić p drabince do głębokiej, ale przejrzystej (widać było dno!) i bar,dzo czystej wody. P półgodzinie takiego relaksu zaproszono nas na pokład, na czaj. Kolejna godzinka rejsu i powtórka z rozrywki, tym razem widoki były chyba jeszcze piękniejsze, a po wysiłku fizycznym czekał na nas obiad: grillowane szaszłyki z kurczaka, kofte (kotleciki), sałatka z pomidorów, ogórków, cebuli i zielonej sałaty, fasolka w sosie czosnkowym, bakłażany na ciepło w sosie pomidorowym i inne pyszności.Po takim posiłku kapitan nie pozwolił nam wrócić do wody i popłynęliśmy dalej, zobaczyć nasze docelowe miejsc e - ruiny zatopionego częściowo miasta. Trochę mnie to rozczarowało, gdyż zachowały się tylko jego fragmenty, ale nie to było najważniejsze, sam rejs był świetny. Następnie cumowaliśmy przy miasteczku o dawnej nazwie Simene, nad którym góruje pobizantyńska twierdza. Po kąpieli był czas na czaj i coś słodkiego, a w półtorej godziny później ostatni raz wpłynęliśmy do zatoczki na postój, po czym podano talerz owoców. Rejs trwał 8,5 godziny, kosztował 60 lirów od osoby i był zdecydowanie najlepszą i najprzyjemniejszą rzeczą podczas tego wyjazdu. Pięknie się opaliliśmy, Marcin aż za bardzo, gdyż pieką go teraz ramiona. uwieńczeniem dnia był spacer po uroczych wąskich uliczkach Kasu (odwiedziliśmy antyczny teatr z widokiem na morze i stare grobowce) oraz musaka z grillowanymi warzywami, spożyta w restauracji przy głównym deptaku oraz piwko na plaży.Pod tym względem nasz kamping jest świetny - do morza dzieli nas tylko ulica, na plaży są przygotowane dla nas leżaki z parasolami, a woda jest lazurowa, jak na folderach wycieczek na Karaiby:) Jedynym minusem jest zbyt "bliskie" jak dla mnie obcowanie z naturą - chodzi tutaj sporo robactwa, z czego najgorsze są żuki, ogromne, długości mojego środkowego palca, o ile nie większe. do tej pory obserwowałam takie z obrzydzeniem w gablotach na biologii, itp, a tu takie są na porządku dziennym. Wczoraj taki jeden łypał na mnie z umywalki, resztkami sił powstrzymałam się, żeby nie zrobić wszystkim głośnej pobudki. A teraz autostopowej przygody ciąg dalszy , ruszamy na Pamukkale.