Geoblog.pl    bianc    Podróże    Turcja 2012    a na drogach zastój
Zwiń mapę
2012
20
lip

a na drogach zastój

 
Turcja
Turcja, Didyma
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 2312 km
 
Dzisiejszy dzień nie należał autstopowo do udanych. Wyruszyliśmy z samego ranka (no dobra, ok. 10.00 - myślę, że wciąż można to nazwać porankiem) i ustawiliśmy się przy drodze na Soeke. Po kilku minutach jakiś uprzejmy Pan nas poinformował, że większość ludzi jadących do Didymy - naszego miejsca docelowego, wybiera drogę przez Kushadasi. Zmieniliśmy więc swoje miejsce postojowe i rzeczywiście, po kilku minutach zatrzymał się samochód. Kierowcą okazał się być Turek wychowany w Niemczech, który po 30. latach pobytu za granicą postanowił wrócić na ojczyzny łono. Przynajmniej mieliśmy (czyt. Marcin miał) jak się z nim porozumieć. Wysiedliśmy przy skrzyżowaniu Kushadisi centrum - Soeke. Wcześniej z góry pooglądaliśmy miasto (ciekawa twierdza genueńska na wyspie połączonej groblą z lądem), ale ze względu na upał i wagę naszych tobołów nie zdecydowaliśmy się na wycieczkę do niego. Ustawiliśmy się zaraz za ww skrzyżowaniem i zaczęło się oczekiwanie. Przez blisko 2 h próbowaliśmy złapać cokolwiek, chociażby traktor, do najbliższej miejscowości, ale niestety nie udało się. W kurortach jeżdżą chyba jacyś nieczuli na niedolę innych ludzie.Po wypiciu całych zapasów wody, poprzeklinaniu pod nosem i w lekkiej obawie przed upałem i poparzeniami słonecznymi (po raz pierwszy oparzyłam sobie nietypową część ciała - palec serdeczny u stopy! (czy na palec u stopy też mówi się serdeczny, czy jakoś inaczej?!)) demokratycznie podjęliśmy decyzję, że dalej poruszamy się lokalnymi środkami lokomocji. I dzięki temu przypomnieliśmy sobie, dlaczego wyruszyliśmy autostopem - ceny. Oczywiście abstrahując od chęci przeżycia niesamowitej przygody, zaznajomienia się z autochtonami, poobserwwania prywatnego życia Turków z innej, niż turystyczna, perspektywy, itp. Za dolmusz na dworzec (oto gar) zapłaciliśmy 3,5 TRY, busik Kushadasi - Soeke 10 TRY, a Soeke - Didyma kosztowało nas w sumie 15 TRY. Całość: koło 50 zł, za 70 km. Niby nie dużo, ale mnożąc to przez wszystkie km, które tu przemierzamy, to zbiera się całkiem pokaźna sumka. Oczywiście ceny za transport nie dziwią zupełnie, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że tutaj litr benzyny oscyluje w granicach 8 zł.
Kiedy udało nam się już dostać do Didymy (bardzo miły pan kierowca pokazał nam kemping), zainstalowaliśmy się w naszym nowym miejscu noclegowym, ok. 5 km przed miastem, postanowiliśmy zwiedzić główną atrakcję tych okolic, czyli ruiny świątyni Apollina. Złapaliśmy busik do ruin, a na miejscu okazało się, że nie ma ani bankomatu (bankomatik), ani kantoru. Pieszo, nerwowi i zwalający na siebie nawzajem winę, ruszyliśmy w stronę, która wydawała nam się kierować do centrum. Oczywiście centrum było zupełnie w przeciwną stronę. Dobrze, że mieliśmy ostatnia lirę, którą przeznaczyliśmy na butelkę wody. Na dworcu (w domniemanym centrum) też nie było żadnego kantoru (o bankomacie nie wspominając), ale panu, którego zapytaliśmy, albo zrobiło się nas żal, albo zobaczył w moich oczach rozpacz pomieszaną z żądzą mordu i pomógł nam wymienić dolary u cinkciarza. Po bardzo przyzwoitym kursie. W lepszych humorach zaliczyliśmy jeszcze pobliski targ i oczywiście dokonaliśmy zakupów owocowych. Przy okazji poobserwowaliśmy bakłażany giganty, nigdzie wcześniej nie wdziałam takich wielkich bakłażanów! I wreszcie pojechaliśmy zobaczyć sławetne ruiny. Rzeczywiście niczego sobie (wstęp: 5 TRY), była to 3 co do wielkości grecka świątynia, większa od Partenonu w Atenach. Bardzo mi się podobało, jednakże zarówno ja, jak i Marcin mamy o tyle problem ze zwiedzaniem ruin, że są to po prostu ruiny. Zdaję sobie sprawę, że jeśli coś było zbudowane kilka tys lat temu, to cud, że nadal stoi, ale w gruncie rzeczy trzeba mocno wysilić wyobraźnię, żeby zdać sobie sprawę jak t wyglądał w okresie świetności. Ale może to kwestia tego, że starożytność nigdy nie była moja mocną strona na historii... Ale świątynię Apollina w Didymie polecam, gorąco polecam! Po części kulturalnej przyszedł czas na rozrywkę - kąpiel! Morze było cieplutkie, trochę glony denerwowały, ale najgorsze te śmieci dokoła. Czy Turkom naprawdę jest przyjemnie tarzać się w piasku pełnym siatek, butelek i papierów? Lekko zdegustowani, po zażyciu kąpieli, z Cidrem i chispami pod pacha poszliśmy eksplorować teren. Należy również nadmienić, że w przykempingowej knajpce, do której zaszliśmy na herbatę, a która właśnie przygotowywała się do ramadanowej kolacji, dostaliśmy nasz ukochany czaj za darmo.
Ciągle nas tu ktoś czymś częstuje, trochę nas to krępuje. Wieczór spędziliśmy na małym klifie z widokiem na pobliska wysepkę.
Jeszcze na koniec mała uwaga kempingu: znajduje się in przy drodze Soeke - Didyma, ok 5 km przed miastem, nazywa się Tavesburnu. Cena za namiot z dwoma osobami: 14 TRY (bardzo mało, ale warunki raczej na poziomie niskim, nawet bardzo niskim. Biorąc prysznic (ach, ta zimna woda jest taka zdrowa i orzeźwiająca...) bardziej skupialiśmy się na tym, żeby niczego nie dotknąć lub nie upuścić, niż na myciu. Ale Turkm się chyba podoba, bo większość z nich przyjechała na dłuższy pobyt. Wnioskujemy to po porozstawianych antenach satelitarnych i domowych lodówkach:)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (4)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
Renata
Renata - 2012-07-26 15:05
He he, turecki cinkciarz :D
 
 
bianc
Bianca Sadowska
zwiedziła 6.5% świata (13 państw)
Zasoby: 120 wpisów120 84 komentarze84 35 zdjęć35 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
29.06.2018 - 29.06.2018
 
 
29.06.2013 - 18.07.2013
 
 
15.07.2012 - 29.07.2012