i dojechalysmy do domu:) po irkucku bylysmy w Ulan Ude- okazalo sie ze w kwietniu 1891 roku byl tam Mikolaj II!:) jak dla mnie super. nocleg znalalzysmy w katolickim kosciele,gdzie pracuje siostra z Gdanska, a w piatek rano ruszylysmy w 5dniowa podroz pociagiem. Pech chcial, ze pierwszego dnia tragicznie sie rozchorowalam- goraczka i bol gardla. i do tego pociagowa nuda. No, troche nam ja urozmaical amerykanski kolega Andrew- debil jakich malo ("kiedy odkryto polske?" lub "nie bylesm nad bajkalem, po co. w koncu bylem na kursie ejzykowym, a nie na zwiedzaniu jezior. poza tym mamy ich duzo w USA"). andrew jest jedna z tych osob, ktore ma sie ochote uderzyc. niestety nikt inny procz nas nie mowil po angielsku, wiec glownie odzywal sie do mnie i Pauli. bylo kilka spiec,ale w gruncie rzeczy zal go nam bylo. a on w moskiwe sobie poszedl i nawet "do widzenia" nie powiedzial. ale ic to. pozniej doba jazdy przez ukraine, granica- szybko poszlo i do tego w bardzo milym towarzystwie chlopakow z kielc i gdansk:) fajnie byc w domu, z siorka i kotkami:) ale.... juz marze o kolejnym wyjezdzie:) ta majowka w Armenii.... pzdr i dzieki za czytanie tych wypocin:)